FAKT 1: Większość z nas wie, że angielski jest ważny i przydatny. Dlatego się uczymy.
FAKT 2: Uczymy się gramatyki i słownictwa (czasy, tryby warunkowe, słowa związane z domem, rodziną, czasem wolnym, podróżowaniem itd.)
FAKT 3: Czytamy teksty, oglądamy krótsze i dłuższe filmy, słuchamy piosenek po angielsku i dużą część rozumiemy a czasem nawet piszemy e-mail lub sms po angielsku.
Czyli z punktu widzenia nauczyciela – metodyka umiejętności takich jak czytanie, słuchanie i pisanie mamy opanowane (na różnym poziomie oczywiście).
A co z jedną, według mnie najważniejszą, umiejętnością? MÓWIENIEM?
Dlaczego ta umiejętność jest w wielu przypadkach najsłabsza?
Dlaczego jest to umiejętność, która jest rzadziej ćwiczona na kursach i w szkole?
A nawet jak ćwiczymy mówienie to czas na opanowanie tej umiejętności jest krótki i niewystarczający, żeby powiedzieć: „Czuję się pewnie w rozmowie po angielsku”, „Czuję się bezpiecznie wyjeżdżając na wakacje lub w podróż służbową, bo wiem, że niezależnie od sytuacji „dogadam się”.
W rozmowie ze znajomą, która pochodzi z Danii i mieszka w Polsce, usłyszałam:
„Mówię po polsku bez stresu i skrępowania, mimo, że to nie jest mój ojczysty język a jakoś po angielsku się bardzo stresuję i za każdym razem kiedy mam coś powiedzieć słowa uciekają mi z głowy.”
Doszłyśmy do wniosku, że czyta po angielsku i ogląda filmy, ale nigdzie nie ćwiczy mówienia.
Gdybyśmy mieli uczyć się chodzenia tylko oglądając filmy o tym i słuchając rodziców jak to zrobić, a nie ćwiczylibyśmy (upadając i wstając) nie chodzilibyśmy tak dobrze. Potem całe życie „ćwiczymy” chodząc codziennie.
Zatem wniosek jest jeden: ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć!
JAK? Podpowiedzi w następnym artykule.